Przeszedłem Mierzeję helską

Dzisiejszy newsletter jest nieco opóźniony. Najpierw chciałem napisać go w piątek, potem w sobotę, a skończyło się na tym, że wysyłam go w niedzielę wieczorem. Mam nadzieję, że pomimo niedzieli wieczór humor u Ciebie nie jest popsuty, a jeśli jest, to chociaż nieco milej będzie od patrzenia na zdjęcia pięknego polskiego morza.

Na początku sierpnia wybrałem się na weekend na Hel. W planie miałem przejście całej mierzei w sobotę, od Cypla Helskiego do Władysławowa, a w międzyczasie chciałem robić zdjęcia. Liczyłem na dużo zdjęć ptaków i częściowo się to udało, ale raczej tylko na pustych, dzikich plażach pomiędzy Helem a Juratą. Jurata i Jastarnia — to już był raczej las parawanów (choć ja w sumie nie mam chyba nic przeciwko samym parawanom), a potem szedłem już leśną ścieżką, więc ciężej było fotografować.

Samego marszu wyszło mi 9 godzin, z przerwami 11-12. Z Władysławowa wróciłem do Helu pociągiem. Swoją drogą, czy to nie jest jedna z najpiękniejszych tras kolejowych w Polsce? W ogóle — cała ta podróż pociągiem w ten weekend była niesamowicie relaksująca i to nawet pomimo tłoku i niemalże obligatoryjnego opóźnienia (jednakowoż małego). To jest dla mnie naprawdę odprężające, gdy wsiadam do pociągu, włączam tryb samolotowy w telefonie, zakładam słuchawki i odpalam muzykę i mam kilka godzin podróży na czytanie książki. Co czytałem? O tym na końcu wpisu w polecajkach.

Sam Hel pokochałem i jest tam naprawdę przepięknie. Na pewno będę wracał, bo te puste plaże, które można tam znaleźć to coś wspaniałego. Może zimą? Co prawda na boso nie pospaceruję po plaży, ale na pewno będzie tam bardzo klimatycznie.

Z samych zdjęć nie do końca jestem zadowolony. O ile udało mi się zrobić parę fajnych kadrów, o tyle miałem dosyć duże problemy z edycją zdjęć. A ja zazwyczaj obróbkę robię naprawdę minimalną! Zdjęcia zrobiłem aparatem Nikon F90x, obiektywem Nikon Nikkor 70-300mm f4-5.6 i na kliszy Ilford HP5+. Może to kwestia obiektywu (używałem pierwszy raz, a reszta zestawu sprawdzona już kilkukrotnie), może źle naświetliłem, może kwestia skanowania, ale trochę musiałem się namęczyć w obróbce. Przed Tobą pierwsza porcja zdjęć z Helu (zdjęcia plaż, natury i ptaków, w następnej edycji zdjęcia z helskiego portu).

I tradycyjnie na koniec kilka polecajek:

  1. W poprzednim newsletterze polecałem książkę „Drwale” Annie Proulx, a tym razem polecę jej „Kroniki portowe” (to właśnie to czytałem w pociągu). Powiedziałbym, że to książka o tym, jak być dobrym człowiekiem, pomimo nie do końca sprzyjających okoliczności. W warstwie fabularnej o mężczyźnie, który z dwiema córkami i ciotką postanawia wrócić z USA do Kanady, skąd pochodzi jego rodzina, i zaczyna pracę w lokalnej gazecie jako reporter relacjonujący portowe życie. Muszę jednak przyznać, że ja tej książki nie czytałem dla fabuły, ale właśnie dla wspaniałego klimatu małego, portowego miasteczka w Nowej Fundlandii w latach dziewięćdziesiątych.

  2. „Camera” to film o dziewięcioletnim, niemówiącym chłopcu, który chce robić zdjęcia starym, analogowym aparatem TLR i nawiązuje przyjaźń ze starszym panem, który mu pomaga naprawić ten aparat. Niestety film w tej chwili nie jest dostępny w Polsce w streamingu, więc podrzucam tylko trailer, ale mam nadzieję, że jednak film pojawi się u nas i będę go mógł obejrzeć. Z ciekawostek — wspomniany aprat to Mamiya C220, czyli dokładnie taki sam model, którym robiłem zdjęcia na Sycylii, a które można było obejrzeć w poprzednim newsletterze.

  3. W czasie pobytu na Helu przypomniała mi się również płyta „Dead Weight in Hostile Waters” zespołu Walk the Plank. Zupełnie nie wiem, jak ją poznałem (czy oni grali kiedyś koncert w Warszawie?), ale to jeden z tych albumów, który zawsze sobie odpalam, gdy jestem nad morzem i marzę o tym, by wypłynąć w piracki rejs. Najlepszy marynistyczny hard-core jaki znam.